poniedziałek, 31 grudnia 2012

przerazliwa ciezkosc dnia nastepnego

czuję że wszyscy mamy ten sam problem. dorosłość odpowiedzialność nikomu nie przychodzi łatwo. każdy film każda książka każda rozmowa wspomina dawne czasy. wszyscy najchętniej wspominają czas w którym teraz jestem, albo ewentualnie byłam 3 lata temu. czy wtedy zdawałam sobie sprawę z tego, że to czas mojego życia. chyba nie. szkoda że nie zdajemy sobie z tego sprawy. w zamian za to myślę o przyszłości, jaka będzie ciężka i depresyjna. nie mam pewnosci ze taka będzie ale najłatwiej jest zakładać najgorsze. spotykam ludzi bardziej doświadczonych życiowo i nie pocieszają mnie. widzę, jacy są, duże dzieci. nie wiem może to złe środowisko, może powinnam dołączyć do grupy kościelnej, w której pewnie by mnie już uważali za starą pannę, zamiast chodzić tam, zasypiać w tramwaju, godzić się na tą przypadkowość i lekkość, która następnego dnia wydaje się przeraźliwie ciężka. jak może być lepiej skoro każdy naokoło jest równie nieszczęśliwy. czy to pokolenie, czy to społeczeństwo. to pewnie te książki. dekadencja pierdolona, uczy nas piękna cierpienia, lecz nie każdy może być postmodernistą.
strasznie bym chciała napisać coś dłuższego co faktycznie oddałoby moje uczucia ale zawsze zatrzymuję się na szkicu, z którego nic nie da się stworzyć. po pierwszym zdaniu tracę pewność sensu. ten film liberal arts mnie skłonił ku dzisiejszym rozważaniom. ja widze jak ten Josh przeżywa kryzys schyłku swoich lat trzydziestych, próbuje to zatrzymać, myśli że jak pozna młodszą dziewczynę to się lepiej o sobie poczuje, codziennie przeżywa ból istnienia, praca jest hujowa, oddałby wszystko żeby powrócić do czasu studiów, bo wtedy to były czasy. wiem prosta historia ale mam z nim wspólną potrzebę ekshibicjonizmu. pozbyłabym się happy endu, gdyby pozostał w melancholii dałabym 10/10 i serduszko. za film z happy endem można dostać najwyżej 8. dlaczego dlaczego co złego jest w szczęśliwych zakończeniach karolino dowiedź się i odpowiedz. oczywiście dlatego, że nie doszłam jeszcze do mojego szczęśliwego zakończenia, dlatego każde inne mnie denerwuje. myślę że moje postanowienie noworoczne powinno dotyczyć czasu spędzanego przed komputerem. może powinnam też wprowadzić zakaz porozumiewania się z ludźmi za pomocą facebooka, ale z tego musiałabym się leczyć co najmniej jak z heroiny. jakby było dziwnie gdybym dzwoniła i pytała co słychać, tak nienawidzę dzwonić.
z drugiej strony strasznie się cieszę, że jestem w momencie w którym może ze złych powodów wszystko mi jedno. przydarza mi się dzięki temu wiele. jeszcze dwa miesiące temu leżałam na plecach i dłubałam w nosie z braku czegokolwiek ciekawszego. dziś cały dzień leżę bo głowa mi pęka od ilości usłyszanych słów i przeżytych chwil. teraz mam do wyboru dwie drogi, widzę je ale nie widzę wyboru. czuję, że los mnie poniesie, czego z resztą zawsze od niego oczekiwałam. i jestem ciekawa jak to będzie
dziś nie będzie zdjęcia, mam z resztą nadzieję że nikt do ostatniego zdania nie dotrwa. w nowym roku życzę wszystkim mniej sarkazmu, mniej oglądania cudzego życia, a więcej przeżywania własnego. yolo

3 komentarze:

  1. nie sądziłam, że możemy być tak podobno. żyj kobieto i nie umieraj. take care.

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniale opisałaś to co kłębi się w mojej głowie, a czego nie potrafiłam określić - czuję się bardzo podobnie. coś jest z tym cholernym pokoleniem. i też nienawidzę dzwonić, wydaje mi się to jakieś nienaturalne, to już chyba nie do przejścia dla mnie. życzenia bardzo trafne, zwłaszcza z tym przeżywaniem własnego życia.

    OdpowiedzUsuń